Dziś moja rodzinka wraz z moją skromną osobą wybrała się do Kamienia Pomorskiego na spotkanie ze znajomymi. Już sama perspektywa godzinnej jazdy samochodem wprawiła mnie w stan euforii, bo komu się nie marzy calutkie 60 minut siedzenia z słuchawkami w uszach i gapienia się bezmyślnie przez okno. W razie czego wrzuciłam jeszcze dodatkowo książkę do torby. Podróż minęła szybko, a po przyjeździe poszwendaliśmy się trochę po mieście i poszliśmy coś zjeść. Knajpa wyglądała - nie oszukujmy się - jak typowy bar dla robotników. Mimo to żarcie było genialne. Zamówiliśmy pizzę i muszę powiedzieć, że chyba w życiu lepszej nie jadłam. Zawsze mówiłam, że wygląd to nie wszystko. Po tym, jak wszyscy ledwo podnieśliśmy się z miejsc (ja sama prawie czołgałam się do wyjścia) stanęliśmy na parkingu, czekając aż moja mama wygrzebie z torebki kluczyki do samochodu. Szperała i szperała w tej torbie, aż w końcu oznajmiła nam, że owych kluczy brak. Tata od razu wyskoczył z tekstem typu "Przecież dawałem ci te kluczyki.", a mama podjęła desperacką próbę przeszukania ponownie swej szacownej torby, a może raczej - jak się po chwili okazało - pobojowiska zamkniętego w kawałku materiału. Skończyło się na tym, że paragony, portfel, dokumenty, skarpetka (?) i inna zawartość torebki spoczęły na parkingu, a sama torba została wywrócona na lewą stronę. Kluczy i tak nie udało się znaleźć. Kilka minut później, kiedy zawartość przeciętnej kobiecej torebki wróciła na swoje miejsce, miała miejsce następująca sytuacja. Tata wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki kluczyki, ja prawie leżę na ulicy umierając ze śmiechu, a twarz mamy zdobi mina typowa dla dzikiego huna, chwilę przed napadnięciem na bezbronną ofiarę. W końcu wszyscy wpakowaliśmy się do samochodu (mama nie zabiła ojca, bo ktoś musiał nas dowieźć z powrotem do domu) i pojechaliśmy do Dziwnowa. Tam przeszłam się chwilę po bazarach z niebieskimi poduszkami ozdobionymi w uśmiechnięte foki, czyli po prostu podziwiałam uroki nadmorskiego miasta. Zaszłam nawet na plażę, ale po dosłownie 5 sekundach, podczas których miałam okazję napatrzeć się na lodowatą wodę, stwierdziłam, że o wiele bardziej wolę swój ciepły samochód. Tam też skończyłam. Podczas drogi powrotnej trochę poczytałam, ale po pewnym czasie zrobiło się ciemno, a moja obecna wada wzroku w zupełności mi wystarczy, więc sobie odpuściłam. Pomimo tego, że to również nie jest zdrowe dla moich paczadeł stwierdziłam, że muszę kupić sobie latarkę. Przynajmniej będę mogła trochę dłużej poczytać w nocy (pod kołdrą), bo teraz w tygodniu raczej mi to nie wychodzi. Dlaczego? A dlatego, że w drzwiach stoi mama i każe mi zgasić światło, bo przecież fakt, że nie mam żadnych problemów z wczesnym wstawaniem, nie zaprzecza temu, że 10 minut dłużej czytania skazuje mnie automatycznie na zaspanie do szkoły. W każdym razie muszę kupić tę latarkę...
A jak Wam minął dzień?
Dobranoc.
Moja mama zabiłaby tatę na miejscu, gdyby zrobił jej taki żart XD
OdpowiedzUsuńObserwuję
No właśnie o to chodzi, że mój tata naprawdę zapomniał o tym, że ma te klucze u siebie, więc nie było to zamierzone.;)
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńCzytałam niektóre Twoje wpisy. Bardzo zaciekawiło mnie "bum" z pocztówkami. :)
Wysyłasz je normalnych listem, czy poleconym? :)
http://miss-vet.blogspot.com/
To tak mniej-więcej za przesyłkę ile płacisz? :)
OdpowiedzUsuńNo nie ma co, miałaś ciekawy dzień XD Latarka chyba nie za bardzo pomoże - lepsza tak jak mają górnicy, na głowie, wtedy jest wygodniej czytać. :)
OdpowiedzUsuńHehe, no tak, wygodniej jest na pewno.xD
UsuńJeśli chodzi o czytanie mam ten sam problem, tyle że to tata zmusza mnie do zgaszenia światła...xD Widzę, że uśmiałaś się i ja tak samo jak czytałam ten post :D Jeśli znajdziesz czas i ochotę zapraszam do mnie http://malwabook16.blogspot.com/ :D
OdpowiedzUsuń