Pogoda znacznie się
poprawiła, więc zdecydowaliśmy, że po obiedzie pójdziemy na plażę. Tak też
zrobiliśmy. Po powrocie z miasta, posiedzieliśmy jeszcze chwilę przed domkiem,
a potem poszliśmy na obiad. Wzięłam sobie rybkę, która była naprawdę tycieńka,
ale mimo wszystko się nią najadłam. W drodze powrotnej zauważyliśmy, że trochę
się zachmurzyło, ale postanowiliśmy nie rezygnować z planów. Tak, więc około
godziny w pół do piątej ruszyliśmy w stronę plaży. Fale na morzu były ogromne!
Na wieży ratownika powiewała czerwona flaga, a sam ratownik, wyganiał ludzi z
wody. W każdym razie tych, którzy rzeczywiście odpłynęli za daleko. A ja,
ponieważ lubię takie duże fale, od razu wskoczyłam do wody, ale mimo wszystko,
dla bezpieczeństwa, trzymać się bliżej brzegu. Właściwie to woda sięgała mi
tylko do kolan, ale w niektórych momentach podmywała mnie powyżej pasa.
Posiedziałam trochę w wodzie, ale nie dało się za bardzo popływać, więc
postanowiłam wyjść. Po przyjściu do domu, wysuszyłam włosy, a potem poszłam
jeszcze raz do miasta. Jakby tego było mało, po powrocie załapałam się na
wieczorny spacerek z Wezyrem, a kiedy wróciłam już do domu, myślałam, że nogi
mi odpadną. Wiem co pomyślicie. Po co pchałam się na ten spacer, skoro tak
strasznie bolały mnie nogi? Jakoś miałam ochotę iść dzisiaj z psem, ale nie
przewidziałam tego, że wcześniej zawitam jeszcze w mieście. Na całe szczęście
nigdzie już nie szłam i nogi przestały mnie niebawem boleć. Wieczór jak
wieczór, minął dość szybko. Dzień wcześniej złapał mnie dość mocny katar i
męczył mnie przez cały wieczór.

bluzka - bazarek
spodnie - bazarek
converse - all star converse
bandanka - kupiona nad morzem
Czwartek – Gryfice
Ranek na pierwszy rzut oka wydawał się nawet pogodny, ale z
relacji mamy i pani Halinki, które wróciły ze spaceru z psem, wynikało, że na
plaży nie jest za wesoło. Wiał dość porywisty wiatr, ale u nas w ośrodku w
ogóle nie było tego czuć. Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy do Gryfic. Od
samego rana bardzo źle się czułam. Miałam okropny katar i co chwilę musiałam
biegać, żeby wydmuchać nos. Moja mama podejrzewała, że musiałam się gdzieś
przeziębić, a ja w to nie wątpiłam. Nieraz kąpałam się przy wietrze, a
ostatniego dnia był wyjątkowo mocny wiatr. Jakby tego było mało, kiedy wsiadłam
do samochodu zaczęło mi się do robić niedobrze. Trochę się pokołysałam, a potem
dojechaliśmy już na miejsce i mogłam wreszcie wysiąść z samochodu. Zamiast
poczuć się lepiej, poczułam się jeszcze gorzej, niż przedtem. Weszliśmy do
centrum handlowego, Hosso i szczerze mówiąc trochę się rozczarowałam. Kilka
sklepów na krzyż i nawet empiku nie było, a liczyłam na kupno książki. Wiem co
pomyślicie. Że jestem jakąś rozkapryszoną księżniczką z dużego miasta. Być
może. Nie mówię, że jestem rozkapryszoną księżniczką, ale do dużego miasta
jestem jak najbardziej przyzwyczajona. Nie miejcie mi tego za złe, ale tak już
jest, kiedy ktoś wychowuje się w takim miejscu. Szczecin nie jest nie wiadomo
jak wielkim miastem, ale jednak znacznie większym od Gryfic. Po jakimś czasie
poczułam się lepiej i postanowiliśmy, że zajrzymy do miejskiego parku, który
był naprawdę piękny. Bez dwóch zdań była to najlepsza rzecz w tym mieście. Sami
zobaczcie.













bluzka - bazarek
spodnie - ?
converse - All Star Concerse
torba - Terranova
Pięknie, prawda? Wróciliśmy, gdzieś przed 16 i poszliśmy na
obiad. Początkowe plany były takie, że pójdziemy do Sandry na basen i masujący
fotel, ale ponieważ pogoda nieco się poprawiła i na plaży nie było już tak
strasznie, jak rano, postanowiliśmy, że pójdziemy na plażę. Morze nie było
całkiem gładkie, ale fale nie były też tak ogromne, jak poprzednie. Popływałam
trochę, porzucałam się na fale, a potem grzałam się już na kocu, bo zrobiło mi
się zimno. Po powrocie poszliśmy na wieczorny spacer z Wezyrem, gdzie natknęłam
się na wiewiórkę. Można powiedzieć, że stanęłam z nią oko w oko. ;) Spacer nie
potrwał długo, bo pies chciał wracać do domu. W tym roku bardzo często mu się
to zdarza, ale co się dziwić. Ma już swoje lata. Według mnie i tak dobrze się
trzyma, jak na swój wiek. Wieczorkiem pograłam sobie z panią Halinką i Zuzią w
grę labirynt i nic już się właściwie nie działo. Poczytałam trochę Pottera i
wymęczona katarem, poszłam spać.
Piątek – Nudy
Piątkowy poranek ciągnął się niemiłosiernie. Pogoda też nie
dopisywała. Rano zjadłam śniadanie, a potem trochę poczytałam książkę. Zuźka z
tatą i panem Markiem poszli do miasta i wrócili z dwoma nowymi książkami. Jedna
to przewodnik po świecie Harry’ego Pottera, a druga to po prostu zwyczajna,
głupkowata parodia powieści J.K. Rowling. Obie są bardzo fajne.


Przejrzałam nowe książki i zaczął padać deszcz. Schowaliśmy
się do domku i zamierzaliśmy posiedzieć tam do obiadu, bo nie było co robić.
Zanim się spostrzegłam było już w pół do trzeciej, ale czas dalej się ciągnął i
z utęsknieniem wyczekiwałam momentu, aż co się wreszcie wydarzy. Ok, poczytałam
trochę książkę, ale ile można tak siedzieć i się mulić? W końcu zebraliśmy się
i poszliśmy na obiad. Po raz drugi, podczas mojego pobytu w Pogorzelicy,
wzięłam sobie naleśniki z serem, ale tym razem za bardzo mi nie smakowały. Ser
był jakiś dziwny... ;P Poza tym, te dwa naleśniki jakoś nie bardzo były sycące.
Ponieważ bardzo szybko skończyłam swoją porcję, zdążyłam porobić kilka zdjęć
Wezyrkowi.



Po obiedzie poszliśmy do Niechorza, gdzie zawitałam w
kafejce internetowej. Przepraszam, że wtedy nic nie napisałam, ale uznałam, że
i tak nie opowiem Wam wszystkiego przez te marne pół godziny, więc dałam sobie
spokój i postanowiłam napisać coś dłuższego w domu. Wzięłam się natomiast za
poszukiwanie owego filmu, o którym już wspominałam, ale niestety nic nie
znalazłam. No trudno. Wciąż mam nadzieję, że może ktoś z Was będzie znał tytuł.
W drodze powrotnej kupiłam sobie torbę i znów rozsiadłam się na masującym
fotelu. Masaż był chyba jeszcze bardziej bolesny, niż ostatnio… Zajrzałam
również do pomieszczenia, gdzie znajduje się basen i nawet mi się spodobał.
Postanowiliśmy, że wybierzemy się tam któregoś dnia. Na spacer z Wezyrem
niestety nie poszłam, ponieważ trochę się zmęczyłam drogą do Niechorza i z
powrotem.
torebka - kupiona nad morzem
Poczytałam sobie za to „
Księgę Wiedzy Magicznej ”, którą
dostałam rano od pana Marka. Książka jest bardzo ciekawa, pełna historyjek i
legend odnoszących się do zaczarowanego świata Harry’ego Pottera. Można się
dowiedzieć, np. co starożytni ludzie widzieli w amuletach, talizmanach,
czytaniu przyszłości z gwiazd, wróżbiarstwie itp. Polecam. Wieczór, jak
wieczór, minął szybko i trzeba było iść spać. Jednak oczywiście przed snem
przeczytałam jeszcze kilka stron Harry’ego.
Sobota – Kolejni goście
Kolejny dzień z rzędu zaczął się tak samo; pogoda raczej
marna, Wezyr po spacerze, a ja w piżamie przed domkiem. Zjadłam śniadanie, a
potem odwiedzili nas kolejni znajomi moich rodziców. Poszliśmy na obiad, a
potem zeszliśmy na chwilkę na plażę. Pogoda nagle uległa znakomitej poprawie.
Niebo pojaśniało i zrobiło się nawet gorąco, więc wróciliśmy do domu,
przebraliśmy w stroje i… NA PLAŻĘ! Przyznam szczerze, że chyba pierwszy raz w
życiu widziałam coś takiego; tafla wody zupełnie płaska, bez najmniejszej fali,
a po trzech krokach wpadało się po kolana. Mimo wszystko nie miałam zbytnio
ochoty do kąpieli, więc po wejściu do kolan szybko zrezygnowałam i wyszłam z
powrotem na piasek. Już miałam się ubierać, aż naszła mnie pewna myśl. „ A może to ostatnia szansa, przed
powrotem do domu? ” I to mnie przekonało. Wzięłam głęboki oddech i szybkim
krokiem weszłam do wody. Po chwili zanurzyłam się już cała i było naprawdę
przyjemnie. O 19 poszłam na spacer z Wezyrem, ale okazało się, że psisko nieco
nas wykołowało. Zanim zdążyliśmy wejść do lasu, zaczął grymasić, że chce iść w
inną stronę. ( Wezyr ma tak, że siada i pokazuje głową, w którą stronę chce iść
). Nie mógł się zdecydować, w którą stronę w ostateczności chce iść, więc pan
Marek kazał mu iść wybraną przez siebie ścieżką. Pies zaczął zawracać w stronę
domu i poleciał w końcu w krzaki. Za chwilę okazało się po co. Wypadł z
zarośli, a w pysku trzymał piłkę dla dzieci. Oczywiście o spacerze nie było
mowy, bo musiał iść się pochwalić swoją zdobyczą. Kiedy zasiedliśmy do kolacji,
zaczął padać deszcz i parę razy zagrzmiało. Burza trwała jakieś 20 minut, ale
kiedy siedzi się spokojnie w domu praktycznie się tego nie odczuwa. I dobrze.
Pograłam sobie w pasjansa, a potem padłam już na łóżko i zasnęłam.
Niedziela – Poranny spacer
Tego dnia, pierwszy raz w tym roku poszłam rano z Wezyrem na
spacer. Na plaży nie było zbyt ciekawie. Zimny i mokry piach ( w nocy chyba
padał deszcz ) nieprzyjemnie chłodził stopy i do tego wiał wiatr. Morze było
spokojne, jak dzień wcześniej, ale patrząc po Wezyrze, nie było już takie
głębokie. Psisko się wykąpało, a miało przy tym niezły ubaw. Sami zobaczcie.
Po naszym powrocie zdecydowanie się przejaśniło. Zebraliśmy
się i poszliśmy na plażę. Woda nie było ciepła, ale nie była też nie wiadomo
jak zimna. Chociaż przy każdym wejściu do wody powtarzałam sobie słowa: „ Boże! Jaki lód ”. Jednak coś mnie
podkusiło i do wody wchodziłam trzy razy. Potem jak zwykle zjedliśmy obiad, a
wieczorem poszliśmy do knajpki na pożegnalny deser.
nazwa knapki, w której byliśmy
Kiedy już wybraliśmy desery, z braku jakiejkolwiek kartki
spisaliśmy nasze „ zachcianki ” na serwetce, bo zamówienie składało się przy
barze, a uwierzcie mi, niełatwo zapamiętać desery dla ośmiu osób. No więc, gdy
pani kelnerka przyniosła tacę z 4 deserami pan Marek zareagował na to słowami: „ Ojej, jak fajnie! To wszystko dla mnie! ” Ubaw
mieliśmy tam naprawdę niezły. ;) Po udanej imprezie wróciliśmy do domu, a ja
oczywiście zabrałam się za czytanie książki, a potem poszłam już spać.
Poniedziałek – Ostatni dzień w Pogorzelicy…
Oj tak, nadszedł ostatni dzień w Pogorzelicy. Szczerze
mówiąc ja wcale nie tęsknię do końca za tym miejsce, ale za naszymi sąsiadami,
którzy mieszkają w Krakowie, także rzadko się widujemy. Dlaczego ludzie,
których naprawdę lubię i cenię muszą mieszkać tak daleko? To potwierdza moje
przekonanie, że nie miejsce jest ważne, ale ludzie, których tam spotykam.
Wydaje się, że tacy znajomi moich rodziców to dla mnie nie jest dobre
towarzystwo z racji tego, że jestem jeszcze małolata. Mimo wszystko mam z nimi
taki świetny kontakt, że naprawdę są mi bardzo bliscy. Są dla mnie prawie jak
rodzina, a mało do kogo się tak przywiązuję. Obiecałam sobie, że na przyszłe
wakacje, albo nawet wcześniej, nie dam żyć rodzicom, póki nie zgodzą się na
wyjazd do Krakowa. Myślę, że za dużo się nie na męczę, bo sami bardzo chcieli
tam pojechać. Mogę już nawet zrezygnować z Pogorzelicy, ale raczej nie będzie
to konieczne. No dobra, a teraz trochę o poniedziałku… Około 10 poszłyśmy z
panią Halinką „ wykąpać ” Wezyra ostatni raz w morzu. Pies chciał się pokąpać
trochę dłużej, niż zaplanowałyśmy, ale musiałyśmy wracać, bo planowaliśmy
wszyscy iść na basen. No i poszliśmy. Było super. Właściwie to był bardziej
aqua park, niż basen, ale to jeszcze lepiej. Po kąpieli skoczyliśmy zjeść
obiad, a potem znów zawitaliśmy w „ Złotej Rybce ”, gdzie byliśmy dzień
wcześniej. Wypiłam gorącą czekoladę i wróciliśmy do ośrodka. Poszłam jeszcze
wieczorem na ostatni spacer z Wezyrem.
Jakże mogłabym to przegapić? Na następny dzień planowałam wstać o 4
rano, żeby wyjść rano jeszcze raz z Wezyrem do lasu. Oczywiście nie sama.
Miałam nadzieję, że jak najbardziej mi się to uda, ale nie byłam pewna, czy mam
tak silną wolę, żeby zmusić się do wstania o 4 rano i wyjścia na dwór.
Wieczorem posiedzieliśmy przed domkiem, wypiliśmy ostatnią już w tym roku
wspólną herbatę i poszliśmy spać.
Wtorek – Papa Pogorzelico!
O 4 rano niestety nie wstałam. Zresztą już poprzedniego
wieczoru zdecydowałam, że nie będę robić niepotrzebnego zamieszania. Obudziłam
się wprawdzie, jak tata z panem Markiem wychodzili, ale poszłam dalej spać. Za
dawnych lat bardzo się bałam, że nie wstanę o 6 rano i nie zdążę się z nimi
pożegnać, ale po roku prawie codziennego wstawania o 6:30, we wtorkowy poranek
już się nie bałam. Pożegnałam się z naszymi znajomymi i wróciłam z powrotem do
łóżka, jednak nie mogłam już zasnąć, więc wzięłam się za czytanie książki.
Zjedliśmy śniadanie, ale wciąż czuliśmy, że bez naszych sąsiadów Pogorzelica już
nie jest taka sama. Pogoda była całkiem ładna. Najpierw byliśmy na spacerze w
lesie, a potem ostatni raz w tym roku na plaży. ;) Woda była lodowata, ale mimo
to się skusiłam. Po obiedzie kupiłam sobie nadmorską zakładkę do książek i
koszulkę z napisem „ NIC NIE MUSZĘ! ”. Natomiast Zuźka kupiła sobie jakiegoś
pluszowego stwora. ;D

bluzka - reserved kids
leginsy - terranova
buty - ccc
torebka - kupiona nad morzem
Potem wsiedliśmy już do samochodu i pojechaliśmy. Próbowałam
podczas drogi robić coś w komputerze, ale skończyło się to jedynie bardzo
nieprzyjemnymi mdłościami, więc dałam sobie spokój. Trochę byłam zła, bo nawet
książki nie mogłam poczytać, bo od razu robiło mi się niedobrze. Ojej… Około 19
dotarłam do domu i strasznie się z tego ucieszyłam. Mam nadzieję, że ze znajomymi niedługo znów się zobaczymy. Na pewno długo będę wspominać te chwile w Pogorzelicy.
Papa!